ŚRODA - 29.11.2017

UCZEŃ JEZUSA A NERON
Łk 21, 12-19
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie».

Ktoś kiedyś powiedział, że Jezus był albo szaleńcem, albo Synem Bożym.  W posłuszeństwie woli Ojca oddał życie za każdego człowieka. Męka i cierpienie, które przyjął na siebie było niewyobrażalne, ale jeszcze większa była Jego miłość do Ojca i do każdego z nas. Autentyczny uczeń stara się naśladować swego Mistrza we wszystkim. Prawdziwi uczniowie Pana pragną żyć jak Jezus, mówić jak Jezus, czynić jak Jezus i kochać jak Jezus. Trzeba być głupim, szaleńcem, albo wierzącym, ufającym Panu i kochającym Go ponad wszystko, aby być również gotowym na cierpienie, odrzucenie, utratę dobrego imienia, oplucie i wyszydzenie ze względu na Niego samego, tak jak On był dla mnie gotowy. Więzienia służyły raczej jako miejsce przetrzymywania oskarżonych do czasu procesu, nie zaś jako miejsce odbywania kary. Do stosowanych wówczas kar należały kara śmierci, sprzedanie w niewolę, wygnanie, konfiskata majątku itd. Z powodu silnych więzi rodzinnych w tamtej kulturze, każde odejście traktowano jako zdradę. Co dopiero mówić o głoszeniu Ewangelii w imię jakiegoś Jezusa. W 64 roku, a więc jakieś dwadzieścia lat przed powstaniem Ewangelii wg św. Łukasza, z rąk Nerona zginęły śmiercią męczeńską tysiące chrześcijan. Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, aby ich ocalić, włosy z głów pospadały, ale przez swoją wytrwałość i niezłomność ocalili swoje życie. Ich świadectwo wiary zaś poruszyło zapewne niejedno serce otwierając je na zbawienie w Jezusie Chrystusie. Prawdziwy uczeń Chrystusa zwykle bywa wyrzutem sumienia dla tych pośród których żyje. A ponieważ gryzące sumienie staje się uciążliwe, to trzeba je zagłuszyć, uśpić albo uciszyć. Stąd rodzi się prześladowanie idących drogą Ewangelii przez życie. Wytykanie palcami, ośmieszanie, pogarda itd., to tylko niektóre reakcje na chrześcijański styl bycia w tym świecie. Najlepiej takiego kogoś wchłonąć tak, aby krakał jak inne pogubione wrony. Ale Pan nie zostawia swoich wyznawców samych sobie. „Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić”. Ta mądrość to moc Ducha Świętego, który jako Paraklet, Obrońca, Adwokat umacnia nas do składania świadectwa wierze, uświęca i prowadzi. Tak, potrzebna jest moja wytrwałość, aby mój Neron też został dotknięty łaską i był zbawiony.

Homilia z dzisiaj do posłuchania poniżej. Serdecznie zapraszam i Dobry Pan niech Wam i Was błogosławi. ks. Cezary



WTOREK - 28.11.2017

NIE PYTAM KIEDY, ALE JAK...
Łk 21, 5-11
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „To ja jestem” oraz „Nadszedł czas”. Nie podążajcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie».

Historia i dzieje związane ze świątynią w Jerozolimie są bardzo bogate i burzliwe. Dość wspomnieć, że Cyrus, król Persji, który zwyciężył biblijnego Baltazara, pozwolił wrócić Izraelitom z niewoli babilońskiej zezwalając również na odbudowę świątyni  i samej Jerozolimy. Miał w tym pewien interes, ale i tak znany był z tolerancji i sprawiedliwości. Żydzi głęboko wierzyli, że świątynia jest miejscem chwały Bożej i że tutaj właśnie jest centrum królowania i panowania Boga. Dlatego budowla ta była jedną z najbardziej okazałych w starożytności. Wydawało się, że jest wieczna i niezniszczalna. Tak samo ludzie myśleli o Tytanicu.  Słowa więc Jezusa przepowiadające zniszczenie świątyni musiały wywrzeć ogromne wrażenie na słuchaczach oraz niedowierzanie. Proroctwo Pana realizuje się w 70 roku, kiedy to Rzymianie niszczą wszystko. Można się rozpisywać nad zagadnieniem dotyczącym przyczyn upadku Jerozolimy. Może była to zwykła konsekwencja i skutek upadku moralnego samych Izraelitów, którzy zbyt daleko odeszli od swojego Boga i uczynili tę świątynię z kamienia i tę swoich serc jaskinią zbójców. Podobnie zapewne będzie z końcem czasów i końcem czasu człowieka żyjącego na tym świecie. Nie to jest ważne kiedy on nastąpi. Wiemy tylko, że nastąpi, gdyż wielokrotnie Pan głosząc Ewangelię zapowiada powtórne swoje przyjście na końcu czasów. Chrystus Pan nie podaje zatem żadnej daty ani nawet wskazówki, dzięki której moglibyśmy sobie coś na ten temat wykalkulować. Jedyne czego pragnie dla nas Pan i o to się troszczy i zabiega, to nasza gotowość. Żadne drogie kamienie, biżuterie, fatałaszki, blichtr i najpiękniejsza nawet fasada. Żadni fałszywi prorocy zapowiadający jakikolwiek koniec czegokolwiek. Żaden lęk, niepokój czy strach. Wszystko bowiem jest w ręku Boga, który jest jedynym Panem, Reżyserem dziejów świata i scenarzystą. Trwanie w posłuszeństwie woli Pana, wierność, zawierzenie, ufność i miłość pozwoli uratować od zniszczenia i upadku świątynię naszego człowieczeństwa i tych sypiących się już wokół nas. Nie pytam więc kiedy, ale jak wykorzystać swój czas.  

Homilia z dzisiaj poniżej. Serdecznie zapraszam i niech Pan Was błogosławi. ks. Cezary


XXXIV NIEDZIELA - 26.11.2017 - UROCZYSTOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA

MOIM ADWOKATEM MOJE MIŁOSIERDZIE
Mt 25, 31-46
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie”. Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” Wtedy odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tego i Mnie nie uczyniliście”. I pójdą ci na wieczną karę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego».

Słuchając dzisiejszej przypowieści o sądzie ostatecznym warto wrócić do jednej myśli z poprzedniego tygodnia. Dotyczyła ona tego wspaniałego tryptyku obecnego w 25 rozdziale Ewangelii według św. Mateusza. Autor zawarł w nim trzy przypowieści Jezusa. Pierwsza, to obraz panien mądrych i głupich, które czekają na oblubieńca. Tylko te, które mają wystarczający zapas oliwy wchodzą na ucztę. Gdy pochodnia naszego człowieczeństwa płonie, drzwi się otwierają, albo inaczej, nie zatrzaskują się przed nami. Źródłem płomienia zaś jest oliwa, czyli treść naszego serca; wiara jako zawierzenie, miłość Boga i człowieka, zaufanie do Pana i tęsknota za Nim, głęboka więź i relacja z Jezusem. Wszelkie dobro, które nas wypełnia i przenika jest darem. Tak naprawdę niczego sami z siebie nie jesteśmy w stanie wykrzesać, ale możemy to otrzymane dobro pomnożyć. Oliwa sama z siebie nie wypełni lampy naszego serca i człowieczeństwa. Nie da się jej kupić, albo od kogoś pożyczyć. Druga zatem przypowieść, ta o talentach, rozważana tydzień temu, zachęca nas do radosnego i uszczęśliwiającego wysiłku, aby tę oliwę pomnożyć w sobie na tyle, by jej nie zabrakło w dniu, kiedy Pan przyjdzie. I to nie tylko na końcu czasów, ale na końcu mojego czasu, lub w każdej chwili Jego obecności w moim tu i teraz. Tak więc dzisiejsza i zarazem trzecia przypowieść z 25 rozdziału Mateuszowej Ewangelii stawia przed nami konkretny wymiar tej troski o zapas oliwy. Jest nią oczywiście drugi człowiek. Już nie tylko mój brat w Chrystusie, ale każdy bez wyjątku człowiek. Pan bowiem mówi, że zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, każdy człowiek, nawet ten nieznający Pana. I może się okazać, że w gronie owiec po prawej stronie Króla znajdą się ci, którzy usłużyli Mu nawet o tym nie wiedząc. My zaś... wiedząc, nie zrobiliśmy nic, albo niewiele, bo nasza pobożność ograniczyła się tylko do długich i pięknych modlitw, poświęconych jajek, lub wystrojonych choinek, ale na to, aby pojednać się z nim czy z nią zabrakło wiary. Oliwa się wyczerpuje. Być może to niesprawiedliwe, ale komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Zakończę więc to rozważanie, aby mieć więcej czasu na znalezienie Jezusa w drugim, potrzebującym człowieku. Może rozpocząć od tych, których mam na wyciągnięcie ręki. Gdy w codzienności będę w nich widział cierpiącego Jezusa, w drugim kroku moje serce szybciej otworzy się na innych. Dobra. Do roboty, bo Pan w nim lub w niej czeka na mnie. Niech miłosierdzie, to uczynione, będzie moim adwokatem na sądzie.

Homilia z dzisiejszej Uroczystości do posłuchania poniżej. Niech Pan Wam błogosławi. ks. Cezary





ŚRODA - 22.11.2017

MINA CHOĆ MNIEJSZA OD TALENTU - ZOBOWIĄZUJE!
Łk 19, 11-28
Jezus opowiedział przypowieść, ponieważ był blisko Jeruzalem, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. Mówił więc: «Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się do dalekiego kraju, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: „Obracajcie nimi, aż wrócę”. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami”. Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: „Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min”. Odpowiedział mu: „Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami”. Także drugi przyszedł i rzekł: „Panie, twoja mina przyniosła pięć min”. Temu też powiedział: „I ty miej władzę nad pięciu miastami”. Następny przyszedł i rzekł: „Panie, oto twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: bierzesz, czego nie położyłeś, i żniesz, czego nie posiałeś”. Odpowiedział mu: „Według słów twoich sądzę cię, zły sługo! Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: biorę, gdzie nie położyłem, i żnę, gdzie nie posiałem. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał”. Do obecnych zaś rzekł: „Zabierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min”. Odpowiedzieli mu: „Panie, ma już dziesięć min”. „Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach”». Po tych słowach szedł naprzód, zdążając do Jerozolimy.

Być może w dzisiaj usłyszanej przypowieści Pan Jezus nawiązuje do historycznego wydarzenia z życia Heroda Wielkiego. Po jego śmierci trzej jego synowie, Herod Antypas, Filip i Archelaos, mieli podzielić się władzą po swoim ojcu. Temu trzeciemu w udziale przypadnie Judea. Aby tak się stało przyszły król zobowiązany był udać się do Rzymu, aby z rąk cesarza Augusta odebrać należne mu godności. W ślad za Archelaosem do Rzymu wyruszyła delegacja pięćdziesięciu nienawidzących go mieszkańców Judei i doprowadziła do tego, że Archelaos otrzymał tylko tytuł zarządcy Judei i to na próbę. Wszystko skończyło się zesłaniem Archelaosa do Galilei w 6 roku. Serce przypowieści i zasadnicze jej przesłanie jest podobne do tego zawartego w przypowieści zapisanej przez Mateusza o talentach, czytanej zresztą i rozważanej w ostatnią niedzielę. U Łukasza mamy miny, czyli wartość 100 drachm, co również przeliczano na 100 dniówek. Jako jednostka wagowa mina stanowiła jedną sześćdziesiątą talentu. Tak więc Pan, który wyrusza w podróż pozostawia jakieś dobro, dar, swój majątek pod opieką zaufanych sług. Tak jak w przypowieści o talentach Jezus pragnie, aby Jego uczniowie pomnażali i rozwijali otrzymane od Niego obdarowanie. Pragnie, aby podwórko naszego życia zostało przemienione w piękny ogród przynoszący owoce. A może lepiej, aby uczeń pozwolił Panu w mocy Ducha Świętego przemienić to podwórko naszego człowieczeństwa. Najskuteczniej pomnożymy i przemienimy nasze człowieczeństwo i świat wokół nas przez rozdawanie tego co otrzymaliśmy. Myśl z niedzieli - może tym talentem i miną jest drugi człowiek i wszystko to, co dla niego uczynimy, lub nie uczynimy. Trzeci sługa, to symbol ucznia Jezusa, który zakopawszy swój talent - dar, albo zawinąwszy w chustę otrzymaną minę, stwierdza; jakiego mnie stworzyłeś, takiego mnie masz. Wykazał się lenistwem, gnuśnością, brakiem zaufania i wiary oraz lękiem, który go sparaliżował. Fałszywy obraz Boga, jako tyrana, sędziego lub policjanta doprowadził go do utraty wszystkiego. Pozostał na podwórku swego życia i nigdy nie ujrzał piękna ogrodów i nie posmakował owoców tam rosnących, gdyż nawet nie chciało mu się chcieć poznać miłującego serca Boga. Jednakże w tej dzisiejszej przypowieści pojawia się jeszcze jedna ciekawa myśl. Otóż Jezus, który odbywał swoją podróż ku zbawieniu człowieka, został odrzucony, znienawidzony a delegacja Jego oponentów liczyła dużo więcej niż pięćdziesiąt osób. To ci, którzy Go nie przyjęli jako Mesjasza, Pana i Zbawiciela. To ci, którzy wołali ukrzyżuj Go. I do dzisiaj wołają, albo Go krzyżują w swoim życiu, sercu, społeczeństwie a nawet w Kościele. Nasz Pan powraca zwycięski, zmartwychwstały, żyjący, Król wszechświata i pragnie się spotkać z każdym ze sług, którym pozostawił swój majątek. W symbolu miny widzę dzisiaj dar zbawienia wysłużony na krzyżu, Jego krew wylaną dla naszego odkupienia, każdą łaskę i błogosławieństwo które mi dał, abym nie zginął w tym świecie, Jego Słowo i Ciało w Eucharystii, Kościół jako mój dom, Jego przyjaźń i więź z Nim jako źródło życia i światła. Nigdy z tego wszystkiego nie skorzystam, jeśli zawinę w chustkę niewiary albo zakopię w ziemi zwątpienia. Wróć, odkop, rozwiń, żyj, bo po co masz ten kolejny dar - czas. Pan nie chce wycinać w pień swoich przeciwników. Pragnie w tym obrazie powiedzieć jedynie, że kto odrzuca Jezusa jako Króla i Pana rezygnuje z Jego Królestwa. Człowiek sam decyduje gdzie spędzi wieczność. A więc ten czas, który mam przyda się na pewno.   

Homilia do posłuchania z dzisiaj poniżej. Serdecznie zapraszam. Niech Pan Wam błogosławi. ks. Cezary




XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA - ROK A - 19.11.2017

KTO WYGRA W "MAM TALENT"?
Mt 25, 14-30
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: «Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”».

Aby zrozumieć dzisiejszą przypowieść na samym początku naszego rozważania ustalmy, jak to interpretuje większość komentatorów, że talent to nie nasze zdolności, umiejętności w sensie polskiego znaczenia słowa talent. Nikt z nas nie będzie przecież sądzony, albo oskarżany o to, że mając talent sportowca został kucharzem, albo mając talent śpiewania zadziwia świat pisaniem książek. Talent to grecka jednostka wagi, którą odliczano złoto lub srebro. Ktoś policzył, że jeden talent to ponad 700 tysięcy złotych, czyli przeciętne zarobki gromadzone przez dwadzieścia lat. Zatem czym jest ów ewangeliczny talent? To zapewne jakieś dobro, dar którym Bóg nas obdarzył. W ten dar wyposażony jest każdy człowiek, choć może mieć różne zdolności do pomnażania go. Pan Bóg zna każdego z nas i dlatego wyposaża człowieka według tej głębokiej jego znajomości. Chrystus Pan pragnie, aby Jego uczeń puścił w obrót otrzymane dobro, czyli tłumacząc dosłowniej, zaczął nim pracować w sensie pełnienia woli Ojca i z miłości do Jezusa. Przypowieść z poprzedniej niedzieli mówiła nam o konieczności czuwania z zapasem oliwy, czyli wiary i miłości do Boga i drugiego człowieka oraz więzi z Tym na którego czekamy. Dzisiejsza przypowieść podpowiada nam, że oliwa sama z siebie nie wypełni naczynia ani lampy. Trzeba o nią dbać, pomnażać, bo nigdy jej za dużo. Tym bardziej, że nie wiemy kiedy Pan przybędzie. Następująca zaś po dzisiejszej, przypowieść o sądzie ostatecznym pokazuje nam bardzo konkretny sposób jak to uczynić w praktyce. „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili”. Tak więc pomimo wielu zapewne istniejących interpretacji dzisiejszej przypowieści niech choćby ta jedna pozostanie w nas jako zadanie domowe do wykonania. Ów talent, dobro, dar to drugi człowiek żyjący obok mnie. To nasze relacje z innymi ludźmi, którzy potrzebują naszej pomocy, troski, zrozumienia, czasu, modlitwy, miłosierdzia czy przebaczenia. To nasze chrześcijańskie istnienie tutaj i teraz wypełnione troską o to, aby nie zmarnować życia w pogoni za własnym tylko szczęściem, bo taka postawa kurczy talent a ma go pomnażać. Jezus wskazuje na to, że nie możemy marnować czasu, który też jest darem. Ci dwaj pierwsi z przypowieści zaczęli pomnażać otrzymane talenty  „zaraz”, czyli natychmiast, bez zwłoki i oglądania się na innych. Nawet jeżeli czuję, że czas umknął a ja jako uczeń Jezusa stoję ciągle w miejscu, to przecież owo „zaraz” mogę zamienić na „dzisiaj”, teraz. Co stoi na przeszkodzie? Cała dzisiejsza przypowieść ukazuje nam problem, który leży w tym, że z powodu mojego lenistwa i gnuśności a to pewnie wiąże się z brakiem wiary i zaufania Panu mogę być zaliczony do tych, którzy płaczą i zgrzytają zębami. Drugi problem, który kazał trzeciemu słudze zakopać talent leży w tym, że miał on wypaczony obraz Boga, którego się bał i ten strach całkowicie go sparaliżował. Spójrzmy na Jezusa i zobaczmy serce Boga, który jest samą i czystą Miłością. On potrafi tylko obdarowywać i nagradzać, jeśli ma kogo. Tym dwóm pierwszym sługom nie tylko nie odebrał pomnożonego dobra, ale jeszcze więcej dołożył i wprowadził do swojej radości, do swojego domu, do królestwa wiecznego. Dzisiaj wykopię mój talent, pójdę do banku świata w którym żyję i puszczę go w obrót i... wygram w programie Mam Talent. A jak. Stać mnie na to!

Homilia z tej niedzieli do posłuchania poniżej. Serdecznie zapraszam. Niech Dobry Pan Wam błogosławi. ks. Cezary



PIĄTEK - 17.11.2107

ABY NIE SKOŃCZYĆ JAK PADLINA DLA SĘPÓW ZŁEGO
Łk 17, 26-37
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; a przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba „deszcz ognia i siarki” i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu, kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Miejcie w pamięci żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą razem mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona». Pytali Go: «Gdzie, Panie?» On im odpowiedział: «Gdzie jest padlina, tam zgromadzą się i sępy».

Kolejny raz, w tekstach Ewangelii czytanych w Kościele w ostatnich dniach, Pan przypomina nam, że przyjdzie powtórnie. I jak to dobrze już wiemy, przyjdzie niespodziewanie, zaskakująco niespodziewanie. Nie będzie to wydarzenie zaplanowane przez nas i w jakiś sposób wyreżyserowane. Zapewne nie będziemy zgromadzeni w kościele na jakimś nabożeństwie pokutnym i ekspiacyjnym, wyczekując końca czasów i Jego przybycia. Najzwyczajniej, jak mówi Pan, będziemy w pracy, albo na wakacjach, ktoś będzie naprawiał auto, ktoś inny będzie przygotowywał obiad a jeszcze ktoś inny będzie porządkował swoje dokumenty lub dokonywał przelewu bankowego. Ciekawe, że ludzie wykonujący te same czynności, a więc nic w nich złego nie ma, zostaną podzieleni i jedni będą wzięci drudzy pozostawieni. Bo jedni będą gotowi, drudzy nie. Jedni będą we wspólnocie z pannami mądrymi z zapasem oliwy dobra, więzi z Jezusem, miłości dawanej a nie tylko branej, zawierzenia i oderwania od doczesności a inni niestety nie. Jedni dołączą do owiec po prawej stronie swego Pana a inni do kozłów po lewej Jego stronie. Ci w gorszej sytuacji, ba tragicznej, nie pamiętali o tym co stało się z żoną Lota i tak jak ona, sercem przylgnęli do tego świata i jego dóbr i w nim pozostali. Pozostali w tym do czego przylgnęli. Gdy zlatują się sępy można przypuszczać, że znalazły padlinę. Nieszczęście żyjących poza królestwem Pana polega na tym, że sępy złego zaczynają świętować tryumf nad padliną ich serc, człowieczeństwa i chrześcijaństwa. Jezus nie chce nas ani straszyć ani napawać lękiem. On pragnie nas zbawić, uratować i dać szczęście, które nie przemija. Pokazuje nam jeden ze sposobów jak nie stać się padliną. Otwórzmy dłonie wypuszczając z uścisku ten świat, wyciągnijmy je w stronę drugiego człowieka, aby nawet jak nie mamy co dać,  to choćby go objąć i przytulić, uwolnijmy serce od nienawiści i innego robactwa, aby być gotowym na ten dzień.  A Jezus przecież nie tylko przyjdzie na końcu czasów, ale nieustannie puka do drzwi naszego tutaj i teraz. Padlina śmierdzi i odstrasza, ale nawet jej Pan się nie brzydzi dotknąć, bylebym tylko zdążył i miał siły przepędzić sępy. Bylebym tylko zdążył powiedzieć tak.

Homilia do posłuchania z dzisiaj poniżej. Serdecznie zapraszam. Niech Pan Wam błogosławi. ks. Cezary



ŚRODA - 15.11.2017

WDZIĘCZNOŚĆ ZA TO CO BĘDZIE
Łk 17, 11-19
Zdarzyło się, że Jezus, zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ten widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: «Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?» Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła».

Było ich dziesięciu. Św. Łukasz z naciskiem informuje, że jednym z nich był Samarytaninem, więc prawdopodobnie pozostali byli Izraelitami. Zauważmy najpierw jak niedola, cierpienie czy inna trudna sytuacja potrafi jednoczyć w bólu. W normalnej, zdrowej kondycji Izraelici nie jednoczyliby się z Samarytaninem, którym lekceważyli traktując jak poganina. A tu proszę, tworzą wspólnotę trędowatych, odrzuconych, żyjących na marginesie społeczeństwa. Być może tych dziewięciu nie wróciło, aby podziękować Jezusowi, gdyż jako już uzdrowieni i czyści na ciele, wzgardzili Mistrzem, który tak samo jak ich potraktował poganina. Czyżby ich serca pozostały nadal trędowate? Samarytanin powrócił do Jezusa chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. W nim musiało dokonać się coś więcej. Być może choroba i poprzedni jego stan wypaliły w nim nienawiść wobec innych i nauczyły dostrzegać wartość i równość wszystkich ludzi. Być może najzwyczajniej spokorniał. To z kolei otworzyło go na Boga, którego jeszcze do końca nie poznał, ale w geście adoracji wyznał w Jezusie. Wychwala Jego dobroć i miłosierdzie wyrażając swoją wdzięczność za to co otrzymał. Jezus oznajmia, że to wiara go uzdrowiła. Przy czym słowo greckie tutaj użyte sesoken oznacza również ocaliła a nawet zbawiła. Tak więc rzeczywiście w nim dokonało się coś więcej, gdyż wiara i wdzięczność przyniosły mu dar zbawienia, czyli uzdrowienia serca i całego człowieczeństwa. Postawa wdzięczności przyprowadziła go do Jezusa i doprowadziła do nawiązania z Nim więzi, relacji i przyjaźni. Oby tylko wykorzystał to w przyszłości, w nowym życiu, które otrzymał od Pana. Dziesięciu trędowatych miało wiarę, gdyż wołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!”. Nazywają Go Mistrzem a nawet zwracają się do Niego po imieniu, co było ogromną rzadkością. Jednakże tylko wiara w wydaniu Samarytanina zaowocowała zbawieniem. Czego może brakować wierze, którą my wyznajemy i praktykujemy. Warto się zastanowić spoglądając na postawy proszących Jezusa litość. Brak wdzięczności, która pogłębia wiarę w Boga i oddaje Mu należne miejsce w naszym życiu, zatrzymanie się na realizacji przepisanych przez Kościół wymogów, zamknięcie się na potrzeby innych i pogarda słabszymi albo upadłymi, pycha i egoizm, czy wreszcie traktowanie Boga jak załataj dziury. Nie wiem, ale zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fakt. Wszyscy owi trędowaci zostali oczyszczeni, gdy wykazali się posłuszeństwem i udali się w drogę do kapłanów, którzy mogli potwierdzić ich wyzdrowienie i umożliwić im powrót do życia w społeczeństwie zdrowych. Może tak mało „cudów” dokonuje się w naszym życiu, gdyż stoimy uparcie w miejscu czekając aż on się spełni. Tymczasem trzeba posłuchać Pana, zawierzyć Jego Słowu i wyruszyć w drogę z sercem pełnym wdzięczności za to, co ma się wydarzyć.

Homilia z dzisiaj poniżej. Serdecznie zapraszam i niech Pan Wam błogosławi. ks. Cezary




WTOREK - 14.11.2017

UCZEŃ - SŁUGA - WDZIĘCZNOŚĆ
Łk 17, 7-10
Jezus powiedział: «Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź zaraz i siądź do stołu”? Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił”? Czy okazuje wdzięczność słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”».

Taka była dola lub niedola sługi, który po pracach wykonanych w polu, gospodarstwie, albo w domu przygotowywał posiłek swemu panu i usługiwał mu. Nawet nie pomyślał, aby ktoś za cokolwiek mógł mu podziękować. To były jego zadania i obowiązki, z których musiał się jak najlepiej wywiązać. Podobnie ma się sprawa z uczniem Jezusa, chrześcijaninem, człowiekiem wierzącym.  Pewnie, że każdy z nas chciałby usłyszeć słowa wdzięczności, uznania czy zrozumienia za swoje dobre czyny. Taka jest natura człowieka, ale jeżeli w sercu swoim porzucimy tęsknoty za wdzięcznością i byciem docenionym staniemy się bezinteresownym darem dla innych. Na tym właśnie chyba polega chrześcijańska miłość, której drugie imię brzmi służba bez oklasków i fleszy. Bo Bóg, który widzi w ukryciu odda tobie. Cóż to jest takiego, co polecono nam wykonać. To pewnie nic innego, jak być światłem i solą tej ziemi, przedłużeniem ust, oczu, dłoni i serca Mistrza, to budzić nadzieję rozdawać przebaczenie wokoło siebie. Możemy to czynić jedynie Jego mocą i w Nim będąc zatopionymi. Zresztą możemy dać tylko to, co sami otrzymaliśmy. A ponieważ ciągle niedoskonali w tym rozdawnictwie i służbie innym jesteśmy, dlatego ciągle sługami nieużytecznymi będziemy. Nie tylko w kwestii naszej niedoskonałości, ale i w tym, że tak naprawdę nie jest to niczym szczególnym i nadzwyczajnym. Takie jest nasze zadanie i powołanie jako uczniów Jezusa. W innym miejscu Chrystus Pan zapowiada mimo wszystko rzecz zaskakującą: „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał”. A jednak, czuwanie i wytrwałość w służbie, czyli bezinteresownej miłości Pana i drugiego człowieka, zostanie nagrodzona. I to jak. Niewiarygodne, prawda?

Homilia z dnia dzisiejszego poniżej. Serdecznie zapraszam i pozdrawiam. ks. Cezary




XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA - ROK A - 12.11.2017

ŻEBY JEJ PO PROSTU NAM KIEDYŚ NIE ZABRAKŁO...
Mt 25, 1-13
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: «Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”. Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny».

Niedawno temu rozważaliśmy ten fragment Ewangelii. Można do niego wrócić tutajDzisiaj zatem kilka myśli, które pomogą nam może od innej strony spojrzeć na Słowa Pana Jezusa. Zasadniczym przesłaniem dzisiaj usłyszanej przypowieści jest wezwanie Jezusa skierowane do Jego uczniów, a więc i do nas, do czuwania. Mamy czuwać i być czujnymi, bo nasz Pan przyjdzie powtórnie. Przyjdzie na końcu czasów, ale też na końcu mojego czasu. Poza tym Pan przychodzi nieustannie i zagląda na podwórko mojego życie szukając miejsca, aby tam wejść i być moim wszystkim. Czuwanie zatem jest nieustannym wysiłkiem otwierania furtki do podwórka mojej codzienności poprzez rozpalanie wiary i miłości jako odpowiedzi na to, co Bóg uczynił dla mnie w Jezusie. Potrzebuję oliwy, dzięki której światło lampy mojego chrześcijańskiego życia będzie płonąć i oświetlać drogę do tej furtki dla mnie i dla Niego. Druhny, które w pierwszy dzień wesela, późnym wieczorem, przychodziły do panny młodej, aby ją odprowadzić do domu oblubieńca oświetlały drogę płonącymi pochodniami. Zwykle taka pochodnia nie paliła się długo, dlatego musiały mieć ze sobą zapas oliwy. Gdy stały przed domem pana młodego a on zwykle spóźniał się chwilę, oświetlały miejsce i czas. Nigdy nie wiadomo było kiedy wyjdzie pan młody, a ten z przypowieści przyszedł dopiero o północy, czyli nagle, niespodziewanie i zaskakująco późno. Panny więc zasnęły. Nic złego nie ma w śnie, ale mądre panny spały inaczej niż głupie. Te ostatnie spały beztrosko, mając na uwadze tylko tę najbliższą przyszłość, chwilę po przebudzeniu, dzień następny. Te pierwsze zaś w swojej mądrości pamiętały o przyszłości dalszej a nawet ostatecznej. Dlatego w zapasie miały oliwę miłości, czujności, wiary, dobra a nade wszystko nadziei na udział w uczcie. Gdy wreszcie nadszedł pan młody mądre panny z radością wzięły udział w uczcie weselnej. Dla pozostałych nie tyle, że zabrakło miejsca. Drzwi jak czytamy zostały zamknięte, ale to nie pan młody je zatrzasnął. Po prostu czas się skończył a panny w swojej głupocie obudziły się i zrozumiały, że zmarnowały swoje życie, że zapowiedź o przyjściu Pana była prawdziwa, że Bóg istnieje, że Jezus żyje a im zabrakło czasu aby Go pokochać. Tej szczególnej oliwy nie da się kupić, zwłaszcza w środku nocy. Co zatem uczynić? No właśnie, ta przypowieść nie ma być straszakiem na kogokolwiek, ale zachętą do wykorzystania czasu i dołączenia do grona mądrych panien. Niech również słowo św. Pawła będzie dla nas  zachętą. A zatem: „zbudź się, o śpiący i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.  


Zapraszam do posłuchania homilii z niedzieli - 12.11.2017. Niech Pan Wam błogosławi. ks. Cezary




PIĄTEK - 10.11.2017

ZARZĄDZAĆ CZY RZĄDZIĆ
Łk 16, 1-8

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał więc go do siebie i rzekł mu: „Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać”. Na to rządca rzekł sam do siebie: „Co ja pocznę, skoro mój pan odbiera mi zarządzanie? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem już, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę odsunięty od zarządzania”. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: „Ile jesteś winien mojemu panu?” Ten odpowiedział: „Sto beczek oliwy”. On mu rzekł: „Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt”. Następnie pytał drugiego: „A ty ile jesteś winien?” Ten odrzekł: „Sto korców pszenicy”. Mówi mu: „Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt”. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości».

Homilia do posłuchania poniżej. Serdecznie zapraszam i pozdrawiam. Niech Pan Wam błogosławi! Zarządzajmy uczciwie tym, co mamy, tym co otrzymaliśmy...




ŚRODA - 08.11.2017

ŁAZIĆ CZY KROCZYĆ ZA JEZUSEM
Łk 14, 25-33
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».

Można oczywiście wcale, można na jakiś procent, można na pół gwizdka, ale można też na całość, w pełni i na zawsze. Jezus w dzisiejszym fragmencie Ewangelii zwraca się do rzeszy ludzi podążających za Nim i najzwyczajniej ich uprzedza, albo ostrzega, że nie jest łatwo być Jego uczniem. Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, mówi Jezus i chce być Jego uczniem musi poznać reguły, musi zdecydować i wybrać. Ba, powinien wszystko sobie dobrze przemyśleć i przekalkulować, czy jest w stanie nim być. Przede wszystkim zaś musi pokochać całym sercem Mistrza i Pana. Uczeń Jezusa jest tym, który myśli jak Jezus, czuje jak Jezus, mówi jak Jezus, czyni jak Jezus, bo kocha jak Jezus. I to jest ów krzyż, który powinien nieść krocząc za Jezusem. Jest to krzyż wierności, posłuszeństwa i życia Ewangelią głoszoną przez Pana. Krzyż niezrozumienia, odrzucenia a nawet czasami pogardy. Nie da się naśladować w codzienności Chrystusa bez Niego samego, dlatego Pan uczula swoich potencjalnych uczniów i tych, którzy już wybrali, aby z Niego uczynili fundament i zwieńczenie swojego życia. Aby w codzienności to On był zawsze na pierwszym miejscu i by to w Nim i z Nim wszystko przeżywać i konstruować. Hebrajskie słowo „ssane” – „nienawidzić” ma dużo lżejsze zabarwienie niż nasze polskie „nienawidzić.” Znaczeniowo nie przeciwstawia się miłości. Greka tłumaczy słowo „ssane” słowem „misos” – „mniej kogoś kochać”. Uczeń Jezusa rozumie, że budowanie życia na drugim człowieku albo na czymś przemijającym jest tylko powielaniem doczesności. A on ma porywać innych i świat ku królestwu Bożemu i zbawieniu, sam będąc w nim zatopionym. „Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”. Wszystko bowiem oddane i poddane Jezusowi wraca do nas nowe, przemienione, uzdrowione i opromienione chwałą zbawienia. I dodajmy, że to już nie jest jakaś tam kalkulacja, ale miłość, która przynagla, aby płonąć a nie kopcić. A zatem, można oczywiście wcale, można na jakiś procent, można na pół gwizdka, ale można też na całość, w pełni i na zawsze. 



WTOREK - 07.11.2017

CIĄGŁE WYMÓWKI...
Łk 14, 15-24
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: «Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym». On zaś mu powiedział: «Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadeszła pora uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe”. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: „Kupiłem pole, muszę wyjść je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego”. Jeszcze inny rzekł: „Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść”. Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał swemu słudze: „Wyjdź co prędzej na ulice i w zaułki miasta i sprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!” Sługa oznajmił: „Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce”. Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i przynaglaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”».

Słowo Boże jest zawsze żywe i aktualne dlatego, że Jego Autor jest Bogiem żywym, który mówi i zwraca się do człowieka w każdej chwili jego życia. Bóg mówi do nas, bo nie chce nas stracić, a innych pragnie pozyskać dla królestwa i zbawienia. Dzisiejszy fragment Ewangelii nie tylko zatem dotyczy członków narodu wybranego, którzy wymawiają się, aby nie przyjść na ucztę przygotowaną przez gospodarza oraz pogan, którzy w symbolu ludzi żyjących na marginesie społeczeństwa przybywają na ucztę. Sama uczta niech będzie dla nas obrazem życia wiecznego, królestwa Pana, wspólnoty Kościoła i Eucharystii. Zaproszony jest każdy, gdyż Pan pragnie zbawienia wszystkich ludzi bez wyjątku. Znamienną rzeczą jest  ogrom wysiłku włożony w przygotowanie uczty. Tym bardziej, że zaproszonych zostało wielu. Jezus w posłuszeństwie woli Ojca zrobił już wszystko. Więcej nie można. Drzwi do miejsca, gdzie został zastawiony stół są otwarte na oścież. Zaproszenie zostało wysłane już dawno temu. Teraz tylko sługa udaje się do zaproszonych, aby im przypomnieć o zaplanowanym wydarzeniu. Czyż nie jest to rola Kościoła? Odmowa przybycia wypowiedziana w ostatniej chwili jest ogromnym nietaktem i potwarzą dla gospodarza. Pole można obejrzeć w każdej innej chwili. Dlaczego akurat teraz? Tym bardziej, że nie jest to raczej uczta weselna, która w tradycji żydowskiej trwa dobrych kilka dni. Prawdopodobnie chodzi tylko o jeden wieczór. Co jest owym polem w moim życiu, że nie mam czasu ani chęci, aby skorzystać z zaproszenia? Na co wydałem tyle kasy albo wysiłku i zaangażowania, że nie interesuje mnie już uczta? Pewnie wystarczy jedna para wołów, aby się usprawiedliwić, bo nie chodzi przecież o zwierzęta, tylko o serce. Co wypełnia je do tego stopnie, że zamyka się na zaproszenie gospodarza i na niego samego? Żona, mąż, dziecko, babcia, przyjaciel... Przecież można pójść razem i wziąć udział w radości i szczęściu gospodarza. Nie to nie. Ci, którzy odpowiedzieli na zaproszenie i przyszli byli, jak czytamy, ubodzy, ułomni, niewidomi i chromi a nawet żyjący na dalekim marginesie społeczeństwa, kultury czy wiary. Owi osobliwi uczestnicy uczty nie posiadają pola, wołów i pewnie w większości przypadków żyją w samotności. Są wolni wewnętrznie, niezależni od czegokolwiek, dlatego znajdują czas a i pewnie pojawia się nadzieja na choćby chwilową poprawę ich losu. Niezależnie od tego w jakim położeniu się znajduję tutaj i teraz serce Boga jest dla mnie otwarte. Tam jest uczta i Królestwo. Warto zaryzykować i przyjść, aby zrozumieć co jest najważniejsze i co albo Kto daje prawdziwe szczęście tutaj i tam. „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.

Homilia z dzisiaj do posłuchania poniżej. Zapraszam i pozdrawiam. ks. cezary




XXXI NIEDZIELA ZWYKŁA - ROK A - 05.11.2017

POBOŻNOŚĆ, KTÓRA ZAPOMNIAŁA O BOGU
Mt 23, 1-12
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».

Przychodzi taki moment podczas rozprawy, dysputy czy sporu, że trzeba powiedzieć parę rzeczy wprost i dosadnie. Fragmenty Ewangelii czytane w ostatnich tygodniach pozwalały nam śledzić ten ogromny wysiłek Jezusa, aby dotrzeć do serc duchowych przywódców narodu izraelskiego. Przypomnijmy sobie choćby przypowieści o winnicy, o uczcie oraz ostanie próby złapania Jezusa w pułapkę polityki, sprawa dotycząca podatku lub próba uwikłania Jezusa w kwestię wyboru najważniejszego przykazania. Niestety oczy i uszy adwersarzy Jezusa pozostały zamknięte na prawdę a serce przepełnione nienawiścią, złością i obłudą. Wydaje się, że nastąpił właśnie ten moment. Chrystus jakby stojąc przed murem zaślepienia faryzeuszy wykrzykuje, wystarczy, basta i obnaża prawdę o ich życiu i religijności. Aby to lepiej dostrzec i zrozumieć można przeczytać tekst, który następuje w relacji Mateuszowej po dzisiaj omawianym fragmencie. Jest to cały 23 rozdział Ewangelii wg św. Mateusza. Tam właśnie Jezus wypowiada kilkakrotnie owo biada wam faryzeusze i uczeni w Piśmie, kończąc zapowiedzią odwrócenia się od Jerozolimy i zniszczenia świątyni.  Smutne to oczywiście, gdyż upartość i zaślepienie przewódców narodu prowadzi do nieszczęścia wszystkich. Generalnie Pan wyrzuca faryzeuszom ich obłudę i dwutorowość życia. Praktycznie wszystko co czynią, wykonują na pokaz, aby się ludziom przypodobać. Wypełniają niemal co do joty przepisy Prawa, aby być zauważonymi, chwalonymi, pozdrawianymi, siedzieć na zaszczytnych miejscach, aby ich specjalnie tytułowano. Praktycznie nikt poza nimi nie jest w stanie wypełniać tak skrupulatnie przepisów Prawa, dlatego to im się należy cały splendor. Niestety taki sposób życia i funkcjonowania nie prowadzi do spotkania z Bogiem w ich sercach. Obwieszają się pudełeczkami z fragmentami Tory (filakterie) a w czasie modlitw wypowiadają fragmenty Biblii, ale te Słowa pozostają tylko na ich ustach. One nie dotykają ich serc i nie prowadzą do przemiany, do nawrócenia. Jezus przestrzega swoich uczniów przed faryzejskim sposobem pobożności i daje im kilka wskazówek. Jednego macie Nauczyciela i Pana, dlatego nikogo nie nazywajcie Rabbi. Problem nie leży w tym, aby w ogóle nie używać tych terminów, ale by ich nie pożądać, nie chcieć, by słodko dźwięczały w uszach, nie wymuszać na innych ich stosowania. Bo każdy nauczyciel i mistrz pozostaje uczniem wobec Pana a bratem wobec drugiego człowieka. Pamiętajcie też, że tylko jednego macie Ojca, do którego uczyłem was się modlić „Ojcze nasz...” Nie nazywać innych ojcami to nie przenosić na żadnego człowieka tego, kim jest Bóg, to nie oczekiwać od człowieka tego co daje tylko Bóg, to pozostawać w relacji ufności i zawierzenia tylko wobec Boga, który jest Ojcem a my Jego dziećmi. I wreszcie służcie sobie nawzajem, bo to jest jedyna droga do królowania. A co z nami, współczesnymi faryzeuszami? Coraz piękniejsze ornaty, powłóczyste szaty, Pismo św. i brewiarz w skórzanej okładce, pierwsze miejsca nie tylko w czasie liturgii, częste zaproszenia plus achy i ochy jaki to nasz ksiądz wspaniały, tytuły, które nie mieszczą się na wizytówkach, itd. Dzisiejsze Słowo zaprasza nas do stanięcia w prawdzie o sobie jako uczniu Jezusa. Nie ważne czy jestem księdzem czy też nie. Jestem chrześcijaninem i chodzi w tym wszystkim chyba o to, aby moje serce nie było jak kamień spoczywający na dnie rzeki. Nieustannie obmywany wodą Bożego Słowa, Ciałem Pana i Jego łaską, wewnątrz zaś pozostaje suchy i nietknięty. Biada nam jeśli zaczniemy uprawiać tylko religijność eksponując zewnętrzne jej walory. Nam trzeba żyć wiarą, która jest życiem w relacji z Jezusem, Bogiem żywym i zatroskanym o nasze szczęście i zbawienie.

Homilia z dzisiejszej niedzieli poniżej. Zapraszam i niech Pan Wam błogosławi. ks. cezary



PIĄTEK - 03.11.2017

WÓŁ CZY CZŁOWIEK - PRAWO CZY MIŁOŚĆ
Łk 14, 1-6
Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. A oto zjawił się przed Nim pewien człowiek chory na wodną puchlinę. Wtedy Jezus zapytał uczonych w Prawie i faryzeuszów: «Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?» Lecz oni milczeli. On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił. A do nich rzekł: «Któż z was, jeśli jego syn albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu?» I nie zdołali Mu na to odpowiedzieć.

Oni Go śledzili. Nastawienie faryzeuszów wobec Jezusa było właśnie takie. Śledzić, aby przyłapać Go na jakimś niestosownym wg nich słowie lub czynie. Pewnie wystarczyłby jakiś maleńki gest, który nie mieści się w granicach Prawa czy przepisów, aby oskarżyć Jezusa o brak religijności. Na tym właśnie polega problem, gdyż faryzeusze uprawiali religijność, która niewiele ma wspólnego z wiarą. Nie będę rozwijał tutaj tego tematu. Zostawię go na inną okazję. Nawet ów chory człowiek, który nagle pojawił się w domu faryzeusza, najprawdopodobniej był podstawiony. Chcieli zobaczyć co uczyni Jezus w dzień szabatu. Szukali na niego haka i każda okazja była ku temu dogodna. W dzień szabatu nie można było między innymi leczyć. Można było uratować syna lub zwierzę, które wpadło do studni, gdyż był to ktoś bliski, albo wartość, której utrata uderzyłaby po kieszeni. Obcy zaś człowiek potrzebujący pomocy nic nie znaczył, dlatego w szabat omijamy go z daleka i pozostawiamy samemu sobie. Faryzeusze, znawcy Prawa, milczą na zadane dwukrotnie przez Jezusa pytanie. Ich milczenie nie tylko ujawnia brak argumentów, ale też ich przebiegłość. Gdyby przyznali, że w szabat można uzdrawiać, popadliby w konflikt z własnym sumieniem, gdyż przepisy wyraźnie mówią, że nie wolno. Gdyby zaś stwierdzili, iż nie wolno, znając Jezusa, wiedzieli, że i tak uzdrowi chorego człowieka a oni musieliby przyznać, że Bóg działa przez Niego. I to w szabat! Chrystus Pan kolejny raz potwierdza ideę, że „to szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu”. Kurczowe trzymanie się litery przepisów prowadzi do zamknięcia serca na drugiego człowieka i w konsekwencji na Boga, który jest Bogiem żywym a nie jakąś martwą definicją. Jezus ponownie uczy faryzeuszów i nas tego, że miłość jest fundamentem i wypełnieniem Prawa. Świetnym komentarzem do tego rozważania są słowa św. Wincentego a Paulo. Oto one: „Nie bądź zły ani nie miej wyrzutów, że przerwałeś modlitwę, żeby usłużyć ubogiemu. Bóg nie jest zlekceważony, jeśli Go opuszczasz z takiego powodu. Miłość jest większa niż wszystkie reguły. Wszystkie reguły muszą prowadzić do miłości. Jeśli ona jest szlachetną mistrzynią, musimy czynić, co nakazuje. Z wielkim oddaniem zatem musimy służyć ubogim, szczególnie wykluczonym i żebrakom. Zostali oni nam dani jako nasi mistrzowie i patroni”. Świetne, prawda? A! I jeszcze jedno. Zwróćmy uwagę na fakt, że Jezus wiedząc o zamiarach faryzeuszów pozwala się zaprosić do domu jednego z nich. Nawet wrogie nastawienie, niechęć i obłuda nie odstraszają Go. Bowiem tylko spotkanie z człowiekiem i jego zbawienie jest dla Pana istotne. Pamiętajmy o tym, dajmy się zaprosić Jezusowi i my zapraszajmy innych. 

Poniżej jak zwykle homilia do posłuchania. Serdecznie zapraszam i pozdrawiam, ks. cezary



UROCZYSTOŚĆ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH - ŚRODA - 01.11.2017

ODKURZYĆ W SOBIE ŚWIĘTOŚĆ
Mt 5,1-12a
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie”.

Liturgia dzisiejszego dnia w jednej Uroczystości stawia przed nami postaci tych wszystkich, których nazywamy świętymi, błogosławionymi lub sługami Bożymi. W tym zacnym gronie oficjalnie uznanych przez Kościół świętych na pewno są i tacy, którzy żyli obok nas, lub przed nami a ich piękne życie stało się drogą wprost przed tron Baranka. Jednakże tak sobie myślę, że Uroczystość Wszystkich Świętych jest przede wszystkim wywyższeniem, uwielbieniem i czcią jaką winniśmy okazać raz jeszcze Bogu, który w Jezusie otworzył nam bramę do świętości, czyli życia na wieki w przyjaźni i jedności z Nim. Jezus, nasz Pan, jest jedynym źródłem świętości. Chciałbym dzisiaj myśleć o świętości, która nie tyle jest wypracowaną doskonałością w sensie moralnym, ale darem jaki każdy z nas otrzymał. W sakramencie chrztu św. zostaliśmy włączeni w Jezusa Chrystusa. Staliśmy się jedno z Nim. Jego świętość została wlana w serce każdego z nas. Ci wszyscy święci, których dzisiaj wspominamy są dowodem na to, że tę otrzymaną za darmo świętość można dowieźć do końca, że pomimo ucisków i wściekłości świata można wytrwać w jedności z Jezusem i w Nim przywrócić raj w sobie, wokół siebie i w ten sposób najzwyczajniej przejść do raju niebiańskiego. W pierwszym czytaniu z Apokalipsy św. Jana czytamy:  „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. Zapewne św. Jan nawiązuje w tej wizji do przynajmniej dwóch wydarzeń ze Starego Testamentu: krew baranka na odrzwiach domów Izraelitów, która chroni ich przed aniołem śmierci i znak taw na czołach tych, „którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami”, co uchroniło ich przed zagładą zesłaną na Jerozolimę. (Ez 13) Pozwólcie mi proszę zobaczyć w tej pieczęci z Apokalipsy inne pieczęcie, które Jezus stawia na naszym sercu przez posługę Kościoła. To są te dotknięcia Boga, które przemieniają profanum w nas w sacrum, które czynią nas dziećmi Boga, które nas uświęcają i włączają w Jezusa. Są nimi sakramenty, które czynią nas świętymi, albo tę świętość w nas odnawiają. Owe pieczęcie starotestamentalne i te wyciśnięte w naszych sercach są znakami ocalenia i uświęcenia. Problem polega jednak na tym, że te pieczęcie, ta żywa obecność Boga w nas, Jego łaska i dar mogły nieco wyblaknąć, zakurzyć się albo pozwoliliśmy, aby ktoś inny postawił swoje pieczęcie w naszym sercu. Święci, których dzisiaj wspominamy nie pozwolili sobie na to i dlatego są dla nas wezwaniem: wróćcie do pierwotnej świętości. Św. Jan kontynuuje: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka”.  Piękne, prawda? Krew Baranka, która wybiela. Pewnie nie tylko męczennicy Kościoła są tymi, którzy przychodzą z wielkiego ucisku. Każdy, który na drodze swego życia doświadczył prześladowań ze względu na przynależność do Baranka, który żyjąc Ewangelią był odrzucany, wyśmiewany, sponiewierany, który doświadczał różnych cierpień, który walczył o miejsce dla Boga w swoim życiu i sercu, należy do tego grona. Jeżeli tylko przyjdzie do Jezusa i przyjmie wysłużony na krzyżu dar zbawienia i wybawienia, będzie odziany w białe szaty świętości. Zaryzykujemy? Droga nie jest łatwa, a chrześcijaństwo nie jest dla mięczaków. Dlatego w dzisiejszym fragmencie Ewangelii otrzymujemy program ośmiu błogosławieństw. Osiem paradoksów, zaproszeń i obietnic. Błogosławiony, szczęśliwy, albo nawet nieśmiertelny jest ten, który żyje w duchu tych propozycji. Termin makarioi odnoszono w grece do bóstw, stąd ta nieśmiertelność a więc w pewnym sensie i świętość. Ubogi czyli zdany całkowicie na Boga, zależny we wszystkim od Niego, smutny z powodu grzechu i niewierności, cichy czyli bardziej łagodny i pokorny, łaknący sprawiedliwości, czyli pragnący wypełnić wszystko tak Jezus, miłosierny, czyli przebaczający i współczujący, czystego serca, czyli wypełniony dobrem, wprowadzający pokój, czyli przywracający Bożą harmonię i ład, cierpiący prześladowanie dla sprawiedliwości. Wszystkie te błogosławieństwa mają jeden wspólny mianownik a jest nim zawierzenie Jezusowi, zdanie się na Jego łaskę, totalna ufność i zależność od Niego. Życie wg tego programu sprawia, że sam Pan staje się nagrodą dla człowieka a on sam upodabnia się do swojego Zbawiciela. Czyż to właśnie nie jest świętość?
Homilia do posłuchania z dzisiejszej Uroczystości poniżej. Serdecznie zapraszam i pozdrawiam, ks. cezary